TUT, czyli Trójmiejski Ultra Track już za nami! Czuję w nogach przebiegnięte kilometry i gdy schodzę po schodach, to trzymam się poręczy, jednak mega radość i wielka satysfakcja rekompensują zmęczenie i ból – wspomina Andrzej Wyrzykowski.

Dodaje – decyzja o tym, że biegniemy w TUT była bardzo spontaniczna. Przeważyła chęć pobiegnięcia czegoś innego niż maraton i próba sił na dystansie dłuższym niż 42,195 km. Zibi Jakubek i ja wspólnie postanowiliśmy wystartować w biegu na dystansie 65 km. Lubię wyzwania i od tego momentu moje plany treningowe i myśli koncentrowały się na przygotowaniu do startu. Największy problem to brak czasu i ta świadomość, że jesteś nie w pełni przygotowany. Były wtorkowe biegi z czołówkami po lesie i kilka niedzielnych długich wybiegań w terenie, ale to zbyt mało, aby być właściwie przygotowanym do biegu ultra. Fajne i szalone jest to, że często decydujemy się na start bez wybieganych kilometrów. Bez przerobionego planu treningowego. Po części ryzykujemy bardzo dużo, ale to nakręca atmosferę. Moje nastawienie było bardzo proste i dla mnie czytelne, czyli ukończyć bieg ultra bez planowania konkretnego czasu.
Już po przybyciu na start można było poczuć niesamowitą atmosferę, a tłum biegaczy podświetlony czołówkami zaraz po starcie to niezapomniany widok! Mogę wymienić mnóstwo pozytywów tej imprezy, ale na szczególne podziękowania zasłużyli wolontariusze, to jest Zwolo i inne osoby zabezpieczające wsparcie na punktach odżywczych. Jak to mówią – pełny serwis z uśmiechem na twarzy! Chciało się zażartować i poprosić o coś niemożliwego, czyli – „dwa razy pizza proszę” Wielkie dzięki za Waszą pomoc i ciężką pracę.

Zibi Jakubek – Biegi uliczne to dla mnie chleb powszedni…chciałem spróbować czegoś innego. Już latem przymierzałem się do TUTa ale nie wyszło. W tym czasie zaplanowany miałem urlop. Teraz była okazja. Nie mogłem nie spróbować! Plan przygotowań w sumie był prosty. Jak najwięcej długich wybiegań czasami sam, czasami wycieczki biegowe z przyjaciółmi. Wydaje mi się że udało się dobrze przygotować. Największy kryzys miałem na około 40 km. Dopadło jakieś zmęczenie „materiału”. Potrzebowałem odpoczynku. Na punkcie żywieniowym (42km) spędziłem chyba z 10 min… Po tym dostałem jakiegoś dodatkowego pozytywnego kopa…